Największe zmarnowane talenty piłkarskie
Piłka nożna to gra zespołowa, w której jak w niemalże żadnej innej łatwo o gwiazdy i indywidualności. Wszyscy znamy wielkich piłkarzy jak Pelé, Maradona, Messi czy Ronaldo. Ale dziś nie będzie o tych, którzy wygrywali. Wręcz przeciwnie. Czas na piłkarskie talenty, które zostały zmarnowane.
Dawid Janczyk, czyli za młody na samotność
O tym zawodniku było głośno wielokrotnie. Najpierw, gdy stał się gwiazdą Mundialu do lat 20 i pomógł wyjść z grupy i walczyć jak równy z równym z Argentyną dowodzoną przez Aguero. Potem, gdy Legię Warszawa zamieniał na CSKA Moskwa. A potem już tylko wtedy, gdy mówiono o kolejnych klubach, kolejnych problemach alkoholowych. Nie odnalazł się już nigdzie, stoczył się na samo dno i choć wiele osób próbowało mu pomóc, dziś zamiast jak swój klubowy kolega Grzegorz Krychowiak grać pierwsze skrzypce w reprezentacji, sięgnął totalnego dna.
Marek Citko, czyli piekielne zdrowie
Pozostajemy w temacie Polaków, ale cofamy się co nieco w czasie. Marek Citko to piłkarz, z techniką, której może pozazdrościć mu wielu byłych i obecnych reprezentantów Polski. Grał doskonale, a jego gol z połowy boiska w fazie grupowej Ligi Mistrzów przeszedł do historii. Niestety nie odszedł z Widzewa wtedy, gdy miał najlepszy na to czas. Na przeszkodzie stanęły kontuzje. Próbował się odbudować w Szwajcarii czy później w Polsce, ale ostatecznie słabe zdrowie kazało szybko zakończyć profesjonalną grę w piłkę.
Adrian Mutu, czyli najlepszy z Rumunów
Prawdziwy talent łączył z pracowitością, do tego niebanalne umiejętności, nos do strzelania goli i… słabą głowę. Zresztą nie tylko do alkoholu. Poza boiskiem zupełnie sobie nie radził, a im więcej miał pieniędzy, tym gorzej kończył. Coraz częściej zawalał mecze i nie był już tym zawodnikiem, który szturmował Serie A. Problemy z alkoholem i narkotykami to tylko wierzchołek góry lodowej. Do tego wszczynanie bójek i rozboje zrujnowały mu karierę. Tak Mutu zniknął, choć mógł być najwybitniejszym graczem rumuńskim w historii.
Freddy Adu, czyli amerykański Pelé
Sam Król Futbolu mówił, że to jeden z największych talentów, jakie widział w życiu. Adu miał być gwiazdą najwyższego formatu, a został przeciętnym graczem, którego proponowano klubom nawet w polskiej lidze. Co się stało, że nie wyszło? W wieku 14 lat grał, strzelał i asystował w amerykańskiej MLS. Potem przyszedł transfer do Benficy Lizbona i… krach. Nagle urodzony w Ghanie zawodnik przestał grać dobrze. Szybko przyszły wypożyczenia do coraz gorszych klubów, powrót do Stanów i koniec kariery. A miał to być nowym Pelé.